niedziela, 9 grudnia 2012

Na szybko

W skrócie napiszę co i jak, a na końcu o tym najważniejszym.
Kolejny tydzień treningowy dobiega końca. Niestety.. z lenistwa nie mam siły uzupełnić dzienniczka - zajmę się tym jutro. Jest mi to konieczne, ponieważ.. mój trener postanowił do niego zaglądać by wiedzieć jak się miewam. Doszło do tego bo.. podobno za mocno się forsuję i przesadzam ze swoimi aktywnościami fizycznymi, które po za 6cioma treningami w tygodniu uzupełniam (ostatnio) speedballem, zumbą, basenem, ćwiczeniami.. Niestety moje mięśnie mocno to czują. Dlatego mijający tydzień śmiało zaliczę do tych nieudanych. Biegało mi się źle, ciężko, fatalnie wręcz. Wszystko na własne życzenie - załatwiłam sobie ten gratis obecnością na crossficie, który niestety mocno męczy nogi. Aczkolwiek.. nie chciałabym z niego rezygnować, więc jak będę na kolejnym treningu to poproszę o wersję "dla biegaczy" - czyli zestaw takich ćwiczeń, które nie będą miały wpływu na bieganie. Może się uda ;)
W skrócie: crossfit mnie zabił. A raczej moje mięśnie czworogłowe ud. Od zeszłej soboty do wtorku chodziłam z bólem, nie mówiąc o bieganiu, które było cierpieniem. Czułam się tak jakbym zamiast nóg dźwigała 50kg worki... Moim zdaniem kulminacja nastąpiła w sobotę, kiedy to przy -10 przyszło mi biegać cross.. Cross robiłam rano, a w piątek wieczorem poszłam sobie na.. wspomniany wyżej speedball oraz zumbę (efekty tego wciąż czuję). Tak, wiem.. moja ambicja działa inaczej niż u normalnych ludzi.. ;) Bo ja zawsze chcę więcej i więcej i zawsze staram się do tego dążyć. Czasem takich działań żałuję, czasem nie.
Idąc po kolei.
Poniedziałek: zrobiłam sobie wolne ponieważ nie byłam w stanie się poruszać (jak już do tego doszło uznałam: "acha! to chyba potrzebuję chwilę odpocząć..")
Wtorek: WNOF.. co by tu napisać. Lucka zeszła z trasy. Niestety moja "lampunia" nie była przystosowana do panujących warunków. Trasa była ciężka, teren był zielony i to mocno, ledwo czytałam mapę z tą lampką a co dopiero działanie w terenie. Porwałam się słomianym zapałem na trasę "A". Obawiam się że na następnym etapie zrobię to samo ;p tz też trasa "A" ;)
Środa: rozbieganie i rytmy. Ojeju jejuuu.. w trakcie rozbiegania rozwiązał mi się but - miałam problem z tym, żeby się podnieść po zawiązaniu (tak, tak, wciąż crossfit) + ostry, zimny wiatr na wałach.. Nieprzyjemnie. Rytmy.. czułam dynamikę, aczkolwiek mam wątpliwości czy tak to wyglądało.
Czwartek: zabawa biegowa na 2'.. ponownie wiatr na wałach i średnio sprzyjające warunki. Mimo to 2' przełożyły się na dystans ok 500m. Uważam, nieskromnie, że jak na mnie to nie było źle, ale musiałam dużo z siebie dać by tyle nabiegać. Więc dałam dużo, ale i tak nie byłam zadowolona. Człowiek łapczywy zawsze chce więcej.. ;)
Piątek: speedball 1h + zumba 1h = rewelacja, znów czuję nogi, ale tym razem cały tył (dzięki temu jakoś biegam;))
Sobota: patrz wyżej.
Niedziela: wybieganie. Czas 55' dystans: 10,5 km. Szału nie ma, ale i tak jestem zadowolona, że pokonałam sobie taki dystans bez większych problemów po tym co mnie spotykało w tym tygodniu..

A teraz to najważniejsze.
1. prawdopodobnie porzucę na jakiś czas ten wspaniały kraj jakim jest Polska. Może dzięki temu będę trenować w warunkach.. nieśniegowych :)
2. od jutra - tj 10 grudnia 2012 rozpoczynam pracę nad ilością spożywanych cukrów w pożywieniu. Obawiam się, iż mam ich nieco za dużo i postanowiłam nad tym popracować. Celem jest wspomniane gdzieś wcześniej, dawno temu - 3kg. Problem może okazać się dość duży. Ponieważ słodyczy jako tako nie spożywam, ale słodzę kawę, jadam miód, przetwory, czasem kawałek domowego ciasta, albo.. płatki śniadaniowe. Czas skończyć przynajmniej z dodatkami. Więc jak kasza manna to na słono, jak jogurt to naturalny.. itd. Problemem jest to, że jestem uzależniona od słodkich śniadań, domowej konfitury czy miodu.. Powalczymy, zobaczymy. Z czekoladą radzę sobie całkiem nieźle (chociaż po ciężkich treningach często łapie mnie smak na batona), teraz będę musiała poradzić sobie z własnymi słabościami.
Podejrzewam, że dla ułatwienia sobie sprawy i dla pewnego rodzaju "wsparcia" będę się tą kwestią dzielić z własnym blogiem. Lepszy rydz niż nic.

Czas się zbierać, rano wstawać i zabrać się za przygotowanie treningu na salę. Oj tak, będziemy się wszyscy pocić!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz