czwartek, 27 grudnia 2012

Wymuszone natchnienie, ale jak zawsze.. tylko do pisania - do treningu nigdy!

Poruszona aktywnością jej: szpaq postanowiłam sama wziąć się w garść i popracować nad treścią poniższego. Jak wiadomo.. codziennej aktywności tutaj nie rejestruję (i raczej nigdy to nie nastąpi ;)), więc znowu szykuje się podsumowanie. Tym razem będzie to.. podsumowanie grudniowo-życiowe.
Nie wiem od czego zacząć, więc sunę od rzeczy złych. Mianowicie: ad1 nie udało mi się wyjechać po za granicę tego pieprzonego kraju - jedni twierdzą, że to znak, ja znów ustaję przy tym, że to mój niekończący się pech roku 2012 ad2 moje rzucanie cukrów szlag trafił, nic na to nie poradzę, że przy 7 a czasem 8 treningach tygodniowo, czasem mam zapotrzebowanie na cukier, który jest choćby i w rodzynkach. Bo ja tylko takowe cukry staram się jadać. Żadnych batonów, czekolad, bułek słodkich i innych śmiertelnych wynalazków (okej, na biegówkach zgrzeszyłam, ale w 10 min po zjedzeniu wszystko ładnie się spaliło na kolejnych kilometrach biegu..;)) - niby, że wyszło na zero ;p tak sobie takie rzeczy tłumaczę ;)

Teraz chwilę o treningach. Odpukać - jest fajnie. Co to oznacza? Oznacza to, że w lesie biega mi się dobrze, że jak myślę, że się wlokę to biegnę szybciej niż zazwyczaj, że jak robię III zakres to faktycznie tak jest. Moje treningi można śledzić TUTAJ a dla leniwców wrzucam skrót mojego dzienniczka treningowego, który wygląda następująco:

Jak widać  na załączonym obrazku, moje treningi to od trzech tygodni codzienna aktywność, która mam nadzieję, że w nadchodzącym sezonie przełoży się na wyniki :> Zbyt wiele nie ma do komentowania, bo dla chętnych - wszystko można zobaczyć na run-logu. Dziwi mnie fakt, że dawno nie biegałam crossu, ale być może jest to cicha zapowiedź nadchodzących crossów, które zniszczą mój organizm:)
Wrzucę jeszcze ciekawy trening na Rędzinie, który wyglądał tak:

Czyli liniówka po elementach liniowych. Mapa pozbawiona rzeźby, a moim zadaniem było łapanie różnic w charakterystyce terenu. W Polsce mało jest tak dokładnych map, ale na wypadek gdyby zaczęły powstawać (a tego życzę wszystkim orientalistom) lepiej mieć taką umiejętność przećwiczoną. A nuż widelec przyda się za granicą ;) Bo tam już mapy lepsze.


Czyli klasyczna azymutówka. Mapa wyczyszczona dokładnie, po za obszarem punktów. Cel tej części treningu: dokładność w bieganiu na kompas. Wymagało to dużego skupienia i tym samym znacznie wolniejszego biegania, ale.. to są elementy, które zawsze warto ćwiczyć.
Trening obył się bez większych wpadek a ja.. byłam zadowolona. Biegania na azymut nie zapomniałam, elementów liniowych też nie zapomniałam.

Na koniec krótka historia zdjęcia w tle.
Zdjęcie było zrobione w maju któregoś roku (chyba 2005) gdzieś na pomorzu. Wydarzeniem programu były Mistrzostwa Polski. Na trasie zrobiłam duży błąd, myślałam, że straciłam wszystko, na mecie okazało się, że zabrakło mi do medalu kilku sekund. To był jeden z tych biegów, kiedy na trasie człowiek chce dać z siebie wszystko - w końcu dla tego celu tyle wylałam potu na treningach. Chwila dekoncentracji i można stracić wiarę w siebie. Mimo wszystko wstałam i walczyłam w sezonie dalej. Walka doprowadziła mnie na Mistrzostwa Europy...
Życiowo jestem teraz na takim samym dnie, jak mi się wydawało wtedy po biegu. Przekonana, że wszystko stracone. Mam nadzieję, że walka z problemami sposobem sportowym też pomoże mi zwycięsko wszystko przejść.
Drugą stroną ilości treningów, jest ilość problemów. Każdy jakieś ma. Wydaje mi się, że zabijając problemy na treningach, każdy z nas robi dobrze. Każdy trening to walka z samym sobą, w życiu wcale nie walczymy z nikim innym.
Więc.. do boju wszyscy trwający w walce!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz